Na początek szok... cenowy! Na lotnisku w Maladze wypożyczyliśmy auto – Citroen Berlingo. Cena wypożyczenia auta za 5 dni: 60 EUR!!! Do tego trzeba było doliczyć oczywiście koszt paliwa, ale generalnie cena szokująco niska. Nigdy przedtem ani potem nie udało mi się wypożyczyć tak tanio auta. Dla kontrastu podam cenę za wypożyczenie Fiata Pandy na 1 dzień na Majorce – 110 EUR! Ten sam kraj, nie ten sam obyczaj! ;))
Nasza „Cytrynka” świetnie zdała egzamin po krętych, andaluzyjskich drogach. Przestronna, z dużym bagażnikiem na nasze liczne walizki, ekonomiczna w zużyciu paliwa, na dodatek klimatyzowana! A klimatyzacja, jak się okazało, bardzo się przydała. Mimo, że to był luty to w Andaluzji temperatury raczej majowe: 21-25 stopni Celsjusza! Dla nas, Polaków, to przecież rzadki obrazek opalających się na plaży ludzi w miesiącu, w którym przywykliśmy podkuwać buty! :)) A takie widoki mieliśmy w Marbelli, naszym pierwszym przystanku w podróży po Andaluzji... Nadmorska promenada, liczne restauracje (wszystkie otwarte!), szeroka i piaszczysta plaża i plażowicze, na niebie ani jednej chmurki, szum śródziemnomorskich fal i palm, dojrzałe pomarańcze na drzewach... jak dla nas o tej porze roku: egzotyka! :)
Krótki pobyt w Marbelli zakończyliśmy tradycyjną, andaluzyjską gazpacho oraz paellą w jednej z uroczych knajpek z widokiem na plażę i morze zawartym w cenie posiłku. Dalsza podróż to już przejazd przez niezliczoną ilość zakrętów, wzniesień, gór, przełęczy, miasteczek i wsi jakby przyklejonych do stromych niczym Himalaje gór... Widoki zatykające dech w piersiach... Na to czekaliśmy! Aż chce się krzyknąć: Piękna ta nasza Planeta! Krajobrazy takie, że brakuje słów! Droga z Marbelli do Rondy to 65 kilometrów „achów”, „ochów”, „wowów”, itp. mających z erudycją mało wspólnego „paszczoodgłosów”. Niesamowite! To ledwie początek wycieczki, a Andaluzja wprost rzuca na kolana swoim urokiem.
Hotel Arunda, w którym się zakwaterowaliśmy, to oficjalnie obiekt w dwugwiazdkowym standardzie, ale hotel jest nieco lepszy niż wskazuje na to liczba gwiazdek. A poza tym lokalizacja budynku to centrum miasta, więc wszędzie jest blisko. A to udogodnienie jest nie bez znaczenia, bo od wczesnego poranka jesteśmy bez przerwy „na nogach” i zaczyna się liczyć każdy metr. Dwójka z łazienką i ze śniadaniem to wydatek rzędu 35 EUR. W sezonie będzie zapewne nieco drożej, ale jak na Hiszpanię to ceny noclegu w tym przytulnym hoteliku i tak nie wydają się być wygórowane.
Największą atrakcją turystyczną Rondy jest... przepaść :) Spaceruje sobie człowiek po centrum miasta, dookoła sklepiki, wąskie uliczki, parki, restauracje, a tu nagle... ziemia się urywa. Dziwne to uczucie, gdy idzie się po niewielkim parku i ma się wrażenie, że ten nie kończy się tuż za niewielką grupą krzewów. Nieoczekiwanie dochodzi się jednak na skraj głębokiego, skalnego urwiska. Nogi zaczynają drżeć, serce zaczyna bić szybciej, a z obawy przed upadkiem każdy krok stawia się nadzwyczaj ostrożnie. Natomiast Ci co mają lęk wysokości nie mają odwagi podejść na skraj choćby na metr. No, ale jak tu zachować spokój kiedy ma się pod nogami 740-metrową przepaść?! :) Dodatkowo zadziwia i jednocześnie oczarowuje widok, który rozpościera się przed nami. Zwykle przecież na takie przepaście można się natknąć nad brzegami mórz, jezior, rzek... Natomiast tutaj, na skraju urwiska znajduje się centrum 35-tysięcznego miasta, a u podnóża rozciąga się, zamiast jakiegoś wodnego akwenu, ogromna dolina porośnięta trawą i niewielkimi drzewami. Takich widoków, proszę Geoblogowiczów, nie zapomina się do końca życia! :)
Idąc wzdłuż urwiska dochodzi się do Puente Nuevo – Nowego Mostu, który od XVIII w. spina dwie części miasta rozdarte na pół prawie 100-metrowej wysokości wąwozem. To miejsce wymarzone dla samobójców. Nie ma to jednak jak przenieść się na tamten świat w tak pięknych okolicznościach przyrody, więc podobno chętnych nie brakuje ;) Widoki nadal zapierają dech w piersiach. Dodatkowo po zmierzchu włącza się oświetlenie, które podkreśla jeszcze bardziej ogrom budowli i detale architektoniczne, które za dnia trudno dostrzec w palącym słońcu. Tutaj jest po prostu rondastycznie! :)